Dziennik z wysp i okolic
26 stycznia, dom pana Antoniego, Pisarzowa, Beskid Wyspowy
Kawa bez cukru, bo się skończył. Pobłyskuje tylko kilka kryształków w małym kartoniku po kostkach od Diamant. Dostrzegam spoglądając z perspektywy człowieka zaciekawionego. Pozycja zgarbiona, oczy zmrużone, głowa przechylona w lewo a broda zadarta lekko w górę. Tak wygląda ciekawość ciała, szukanie błysków w detalach, choćby to miał być posklejany cukier w kartoniku od Diamant w świetle pożółkłym, nocnym, wręcz mdlącym od gęstości.
Zegar tyka równomiernie. Żyje, tak jak i ja żyję. Tylko, że jemu w tym życiu chyba nic nie straszne. Ma swoją tykającą egzystencję i właściwie tylko tak zapętla się jego historia dzień za dniem, ku nocy i tak w kółko. Pisze się ruchem okrężnym. Działa, choć przecież na nic ludziom jego godziny, jego wskazywanie, dokładność. Mógłby stać, odpoczywać, jak, zdaje się, odpoczywa i czeka wszystko w tym domu, a i tego nikt by nie dostrzegł, dopóki nie wróciłoby tu życie.
A może właśnie dzięki niemu, dzięki temu tykaniu wciąż to życie się tu snuje. Niestrudzenie wyznacza pory, by podtrzymać sens całego znanego mu istnienia. By siłę, w świadomości, że jak inne zegary we wszystkich domach we wsi jest, na nowo zyskiwać
Dom, choćby pusty, też potrzebuje znać czasy i pory. Potrzebuje usłyszeć w samo południe głośniejsze dudnienie, a co sekundę wsłuchać się w swój własny puls.
Może to właśnie ten zegar, który w pustym domu żyje, jest dowodem, że i dom jeszcze nie umarł. Życie tu przepływa dźwiękiem przez korytarz do kuchni, muska okno, próg drzwi i dotyka fikuśnych firanek, co pamiętają Pana Antoniego i kto wie, czy tylko ta pamięć już im nie została. Kto wie.
I tak to tykanie, puls, świadectwo życia głaszcze ramki obrazów, spływa na dywany i po kaflowym piecu wspina się z powrotem do serca. Bierze głęboki wdech i tyk – kolejna minuta. I tłoczy czas, wciąż na nowo powtarzając proces.
I może to właśnie dla mnie, zaglądającej tu raz na dłuższy czas on się stara. Żebym, gdy już jestem, nie zgubiła się w czasie, albo nawet i czuła, że na ten dom jeszcze czas nie przyszedł, że walczy, że okien swoich firaną na dobre jeszcze nie zasłonił.
Tą fikuśną firaną w kwiaty, która pamięta Pana Antoniego, i kto wie, czy tylko ta pamięć już jej nie została.
•
16 marca, Pisarzowa
Niemy świadek opuszczonego domu wciąż tyka. A firanom została już tylko pamięć i dźwięk starego gramofonu zastygły w jej fałdach.